Klub Galicyjski: o dziennikarstwie, misji i współpracy

28 października br. odbyło się kolejne spotkanie Klubu Galicyjskiego. Poświęcone było dziennikarstwu i zagadnieniom tego zawodu, rozmawiano o jego misji, o wypaczeniach współczesnego dziennikarstwa i o współpracy dziennikarzy polskich i ukraińskich.

Treść spotkania podsumował krótko jeden z prowadzących spotkanie Wasyl Rasewycz: „My – Polacy i Ukraińcy – jesteśmy jak bliźnięta. Mamy na tyle podobną kulturę polityczną, że walczymy i kłócimy się z powodu tego właśnie podobieństwa. Dzieje się tak, bo historia odgrywa dla nas ogromną rolę”.

Spotkanie zbiegło się z wizytą we Lwowie dziennikarzy rzeszowskich, którzy tradycyjnie w przededniu 1 listopada odwiedzają Cmentarz Łyczakowski i porządkują groby spoczywających tam przedwojennych dziennikarzy. Ponieważ kontakty między bracią dziennikarską naszych miast sięgają początku lat 90., było o czym porozmawiać. Spotkanie prowadził Wojciech Jankowski, redaktor Kuriera Galicyjskiego i Radia WNET.


Obrady rozpoczęły się miłym akcentem. W przededniu swoje urodziny obchodził redaktor naczelny Kuriera Galicyjskiego i pomysłodawca utworzenia Klubu Galicyjskiego Mirosław Rowicki. Z tej okazji konsul Marian Orlikowski, reprezentujący na spotkaniu Konsulat Generalny RP we Lwowie, pogratulował jubilatowi i wręczył mu kosz kwiatów.
Na wstępie, by oddać hołd przedwojennemu dziennikarstwu we Lwowie, wystąpił dr. Piotr Szopa z rzeszowskiego IPN-u. Przytoczył interesujące fakty, nieznane obecnie nawet historykom. Prelegent zaznaczył, że historia lwowskiego dziennikarstwa z lat 1918–1939 jest na tyle bogata, że stawia Lwów w czołówce dziennikarstwa odrodzonej Rzeczypospolitej. A już przytoczone przez niego cyfry wprawiły zebranych w zdumienie: ponad 1000 tytułów prasowych, 37 tytułów prasy religijnej, nakłady pism codziennych po 60 tys., a np. pisma dla pięciolatków – 40 tys. Na dziś są to cyfry niespotykane, o których redakcje mogłyby tylko marzyć, a przecież, jeżeli tyle drukowano, to musiało się to też rozchodzić.
Podkreślił też, że audycja „Wesołej lwowskiej fali” zbierała przy odbiornikach w całej Polsce około 6 mln słuchaczy! Czy dziś jakiekolwiek radio ma taką liczbę słuchaczy?
Piotr Szopa przedstawił również sylwetkę ostatniego spikera Polskiego Radia Lwów w 1939 roku – Władysława Żebrowskiego, który jako były wojskowy nadawał komunikaty do ostatniej chwili działania rozgłośni.

Po prelekcji rozpoczęto rozmowę o współczesnym dziennikarstwie i stosunkach polsko-ukraińskich na tym polu. Dyskusje prowadzili Andrzej Klimczak, dziennikarz z Rzeszowa, Lwów reprezentował wspomniany już Wasyl Rasewycz. Andrzej Klimczak przedstawił działalność dziennikarską w Polsce. „Niestety – jak podkreślił prelegent – nie ma już niezależnego dziennikarstwa w Polsce”. Wiąże się to z tym, że ponad 90% prasy codziennej jest w rękach kapitału zagranicznego, głównie niemieckiego i redaktorzy naczelni mają wytyczne co do przedstawianej tematyki. Oprócz tego wiele periodyków jest powiązanych z partiami politycznymi efektem czego jest, iż często przedstawiają wybrane tematy w określonym świetle.
Andrzej Klimczak ubolewał nad rozluźnieniem kontaktów polskich i ukraińskich dziennikarzy, które owocuje nieraz tendencyjnym przedstawianiem niektórych wydarzeń w obu krajach. Ma tu miejsce brak prawdziwej informacji, którą można byłoby uzyskać od zaprzyjaźnionego dziennikarza za granicą. Mówił o potrzebie wznowienia takich kontaktów, nawiązywania dalszych znajomości, co dałoby możliwość prawdziwego przedstawiania wydarzeń. Tylko czy takie przedstawienie faktów byłoby zgodne z linią każdej gazety?
Następnie Wasyl Rasewycz przedstawił podobne problemy dziennikarstwa ukraińskiego. Przede wszystkim to, że media na Ukrainie są w rękach oligarchów i to oni dyktują, co i jak ma się ukazywać. Kolejnym minusem ukraińskiego dziennikarstwa jest niski poziom wykształcenia. Dziennikarze mają braki w wykładni wydarzeń historycznych, często plączą treść wydarzeń i fakty. Czy działają tak z własnej woli? Nie wiadomo. Oprócz tego Wasyl Rasewycz ubolewał nad brakiem znajomości języków. Jeżeli dotyczy to wydarzeń w Polsce, to często lwowscy dziennikarze swoje materiały o tamtejszych wydarzeniach czerpią z prasy kijowskiej, która, z kolei, opiera się na mediach rosyjskich. Co z tego wynika – wiadomo. I tu poparł Andrzeja Klimczaka, że ważną rzeczą są w tym przypadku bezpośrednie kontakty dziennikarzy po obu stronach granicy. Polska prasa też opiera się w niektórych przypadkach na mediach rosyjskich. Dotyczy to np. Prawego Sektora, który wypromowany został głównie przez te media. Faktycznie na Ukrainie jest to organizacja marginalna.

 Niemałą rolę odgrywają tu polskie media, które „tworzą” wywiady z takimi osobami jak syn Romana Szuchewycza, Jurijem, czy wywiad z nieznanym nikomu niejakim panem Skoropadzkim, rzecznikiem Prawego Sektora (faktycznie jest to obywatel Rosyjskiej Federacji). Takimi osobistościami ukraińscy dziennikarze w ogóle się nie zajmują i nie reagują na ich wypowiedzi. Ma to na celu naginanie sytuacji do potrzeb polskiej polityki. Niestety udają się do takich chwytów takie periodyki jak Gazeta Wyborcza, czy Rzeczpospolita. I tu jest zadanie dla dziennikarzy ukraińskich, którzy powinni tego rodzaju materiały wyjaśniać. Sprzyjać temu powinny wzmożone kontakty między dziennikarzami naszych państw.

W dyskusji głos zajęli dziennikarze obecni na sali. W wypowiedziach wspominali swoje spotkania z polskimi dziennikarzami po rozpadzie Związku Radzieckiego. Spotkania te otwierały im oczy na wiele rzeczy dziejących się w każdym z państw. Niestety z czasem te więzi rozluźniły się i przyjaźnie pozostały jedynie sporadycznie. Młode pokolenie dziennikarzy tych kontaktów niestety już nie ma i stąd wynika potrzeba ich wznowienia. Podkreślał to również w swojej wypowiedzi Askold Jeriomin z „Wysokiego Zamku” i inni dziennikarze ukraińscy. Andrzej Klimczak obiecał poruszyć tę kwestię na forum Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w najbliższym czasie.

Po oficjalnym zakończeniu spotkania jeszcze długo, już nieformalnie, rozmawiano, wymieniano poglądy i zdania, obiecując sobie zacieśnienie byłych więzi. Dla dobra obu narodów.
Krzysztof Szymański
Fot. Maria Basza


Spotkania Klubu Galicyjskiego są finansowane w ramach sprawowania opieki nad Polonią i Polakami za granicą przez Senat Rzeczypospolitej Polskiej
za pośrednictwem Fundacji Wolność i Demokracja.